środa, 27 maja 2009

Dzień Matki

To musiała być niesamowita podróż. Z wnętrza matki, dzięki pępowinie, na ten świat. Niesamowite jest też to, że z tej podróży nic się nie pamięta. Nie pamięta się niczego z tego, dzięki czemu się żyje. Nie pamięta się życia od początku.


A potem przychodzi śmierć.


Kiedy śmierć przychodzi i zabiera matkę, bardzo dużo daje przekonanie siebie i innych, że tam będzie jej lepiej. Nie wiadomo, co oznacza „tam”. Byle jak najdalej stąd. Tym przekonaniem można wiele rzeczy wytłumaczyć. Ale nie wszystko.


Nawet nie chodzi o to, że boli. Ma boleć i już. Skoro czasami boli własne życie, to dlaczego nie ma boleć czyjaś śmierć? Nic do rzeczy nie ma także fakt, że śmierci nie da się zrozumieć. Nie ma co rozumieć. Umiera się i już. Nie mają też znaczenia fantazje poety, że trzeba się spieszyć kochać ludzi, bo szybko odchodzą. Te słowa są tak oczywiste, że niemal niemożliwe jest ich oczywiste stosowanie w codziennym życiu.


Chodzi o coś innego. Chodzi o to, że śmierć matki bezpowrotnie zabiera poczucie bycia dzieckiem.


Łatwo mi myśleć o matce w Polsce, gdzie żyła i umarła. Zawsze ktoś lub coś ją przypomni. Tam – w Ameryce Południowej – jest inaczej. Na drugim końcu świata świat pamięci jest inny. Potrzebuje innych impulsów.


Wczoraj opowiadałem w szkole o relacjach między Latynosami. Biały człowiek lubi mieć wokół siebie przestrzeń i nie lubi, gdy ktoś ją ogranicza, na przykład przez dotyk. Nie trzeba nawet o tym wiedzieć. Wystarczy mimowolnie zrobić krok w tył, gdy ktoś robi o jeden krok za dużo do przodu. Biały człowiek nie lubi, gdy ktoś stoi zbyt blisko niego.


Latynos stoi blisko. Bardzo blisko. Zbyt blisko. Dobrze, że tak blisko... Ale to nie jest ten impuls. Impulsem jest brak... wózków. W Ameryce Południowej, zwłaszcza w tej biedniejszej, dzieci nie są wożone, tylko noszone. W tłumokach na plecach lub piersiach matki.


Nie pamiętam mojej podróży na ten świat. Pierwszą rzeczą, którą pamiętam, jest wózek. Leżałem w wózku i nie widziałem matki. Jeśli kiedykolwiek będę miał dzieci, nie sprawię im wózka. Sprawię im coś lepszego. Zrobię wszystko, by jak najczęściej widziały i czuły swoją matkę.


Wszystkiego najlepszego, Mamo.


4 komentarze:

  1. Piękne.

    A dla Twojej Mamy (*)

    EK

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam trochę inne uczucia. Śmierć matki potęguje poczucie bycia dzieckiem. A zabiera osobę, która "pozwala" nim być.

    No i w Polsce nie myśli mi się o Niej łatwiej, niż tu...

    Pięknie napisane, Peter.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie pomyślane, Maćku. Nie byłoby tego, gdybyś tak nie czuł. Twój komentarz pozwala mi spojrzeć szerzej na to, jak ja czuję. Dziękuję Ci za to i obywatelce EK również :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm... naszly mnie wspomnienia. tym bardziej, ze tak daleko od grobu...
    pozwole sobie podac tu link (strona 10) do tego co 7 lat temu obrocilo moje zycie o 180 stopni.
    http://www.mensa.org.pl/forum/wybor/forum_nr095_2003_XI_wybor.pdf. Pozdrawiam, Antek

    OdpowiedzUsuń