środa, 6 maja 2009

Autostrady to ściema

Przed Euro 2012 Polska chce wybudować setki kilometrów autostrad. Pewnie się nie uda, bo nie jesteśmy Manchesterem United, który w doliczonym czasie wygrywa przegrany mecz. Ale nie ma co się napinać z tego powodu. Wyluzować trzeba. I to jak najszybciej. Odetchnąć, odsapnąć i uśmiechnąć się.


Bez autostrad Mistrzostwa Europy i tak odbędą się w Polsce. Nie na takie rzeczy organizacje piłkarskie przymykały już oko. Na przykład w Meksyku autostrad nie było prawie w ogóle, a i tak kraj ten był dwukrotnym organizatorem Mistrzostw Świata (1970 i 1986). Oczywiście wtedy było dużo mniej samochodów, ale trzeba wiedzieć, że w Meksyku praktycznie nie ma linii kolejowych. Podczas Copa Mundial cały transport odbywał się szosami i powietrzem. O ile pamiętam, zawody skończyły się zgodnie z planem – ostatnim gwizdkiem sędziego w meczach finałowych. I wszyscy twierdzą, że było super!


Meksyk do dziś nie ma imponującej sieci autostrad. Co prawda ich długość wynosi sześć tysięcy kilometrów, ale biorąc pod uwagę wielkość tego kraju nie jest to dużo. Zachowując proporcje to tak, jakby w Polsce było 850 kilometrów autostrad, co – sięgam szybciutko do Wikipedii – już się prawie stało. Po co więc ta panika?


Jasne, że Polska to nie Meksyk. Poza tym chodzi o przyszłość, prestiż i honor naszego kraju. Tak, tak... siary nie może być. Wszystko to prawda, ale na takie argumenty odpowiem: wyluzujmy, bo nie jest to aż tak istotne. Nie przekona mnie też argument, że gęsta sieć autostrad zmniejszy gwałtownie liczbę zabitych w wypadkach samochodowych. Śmiertelność na polskich drogach nie wynika tylko z ich stanu, ale przede wszystkim z marnych umiejętności, zadufania i pijaństwa kierowców.


Dużo ważniejsze są stadiony. Trzeba je wybudować, ale też nie przesadzać z malowaniem trawy na zielono. Jeśli FIFA pozwala grać mecze eliminacyjne na takich kartofliskach jak w Belfaście, to jej młodsza siostra UEFA nie zrobi afery z niedociągnięć w Polsce. A jeszcze pochwali, bo sama na tym zarobi. Trzeba mieć tylko tego świadomość i nie dać się wypunktować, jak bramkarz Boruc na nierównej murawie w Irlandii Północnej.


Nie napinajmy się tak mocno z tymi autostradami. Ich obowiązkowa, nieodwołalna i absolutna konieczność istnienia przed Euro 2012 to ściema. Nadmuchany balon. I temat na przeżycie dla smutnych, gadających głów w telewizorni. Co będzie, to będzie. Cieszmy się z tego, bo i tak dojedziemy do celu.


Dziś w ramach mojej jednoosobowej akcji „Meksyk bez świńskiej grypy” drogowa piosenka Vicente Fernandeza.


Gringos, ruszamy!




El chofer - Kierowca


Włączam silnik, jestem kierowcą

Poprowadzę nocą aż do świtu

Nie ma czasu do stracenia

Mam dobrą sposobność, by zjeździć kraj

Od Tijuany do Jukatanu

Szosą zarabiam na chleb

Pojadę do Torreon, pojadę do San Luis

Bez zatrzymywania się

W koło i w koło jestem szczęśliwy

Później pojadę do Monterrey

Zawsze gotów na to jakiś osioł lub wół


Aguascalientes i ich jarmark San Marcos

Do widzenia rodacy!


Przedwczoraj byłem w Veracruz

Jadąc przez Pueblę, zmień światła, proszę!

Z północy na południe, pojadę wszędzie

Pojadę do Morelos i do Guerrero

Jestem kierowcą

Z Miasta Juarez do Parral

I aż do Dystryktu Federalnego

Ktoś na mnie czeka w Reinosa

Ktoś na mnie czeka w Toluce

Ktoś na mnie czeka w Cabos

Ktoś na mnie czeka w Hermosillo

Ktoś na mnie czeka w Tepic

Ktoś na mnie czeka w Huentitan

Na szosie krajowej

Od Laredo do Michoacan

Szosą zarabiam na chleb

Jestem kierowcą


Pojadę też do Sonory

Miasta Sinaloa, Gornaloa, Durango, Zacatecas,

Nayarit, Jalisco, Guanajuato, Queretaro, Hidalgo,

Colima, Tlaxcala, Oaxaca, Chiapas, Tabasco, Campeche

i Quintana Roo.


(nieprzetłumaczone słowa to nazwy meksykańskich miast i stanów)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz