Kto był, ten się ze mną zgodzi. Kto nie był, niech popyta tych, co byli. Meksyk to takie państwo na świecie, do którego zawsze chce się wracać. Wystarczy pojechać tylko raz i klamka zapada. To rodzaj choroby dużo „groźniejszej” niż nowa grypa, bo nie można się z niej wyleczyć.
Z turystycznego punktu widzenia Meksyk ma wszystko. O czymkolwiek turysta pomyśli, w Meksyku to znajdzie. Ale chce się tam wracać nie tylko z tego powodu. Nie potrafię opisać dokładnie co to jest. Nie jest to ani atmosfera, ani klimat, ani sposób bycia Meksykan, ani też niemożliwa do ogarnięcia różnorodność kuchni. To raczej pewien rodzaj wolności, ale nie tej obywatelskiej, państwowej, gospodarczej, czy jak ją tam zwać.
To wolność wewnętrzna. Wolność, która żyje gdzieś w głębi duszy i nie wiadomo z jakiego powodu dokładnie w Meksyku się uwalnia.
Mam świadomość, że cierpię na chorobę pod nazwą „Meksyk”. I wiem też, że już się z niej nie wyleczę. Nawet nie mam takiego zamiaru, choćby wszystko na świecie sprzysięgło się przeciwko temu krajowi. Żyję z tą chorobą, potrafiąc wyobrazić sobie jej kolejne etapy:
- spotkania z ludźmi, których tam znam i poznam
- ławeczka na zocalo w San Cristobal de Las Casas, na której siedzę i słucham marimby
- cisza w Campeche
- plac w stolicy, na którym zbierają się kapele mariachi
- gorąca czekolada w Veracruz
- hot dogi w Tulum
- hamak na plaży i stos książek pod nim
- i mały domek w okolicach Acapulco, w którym może nie będę mieszkał na stałe, ale który na zawsze będzie mój.
Chciałem dziś pokazać na blogu – tak właśnie teraz, gdy Meksyk uznaje się za trędowate państwo – jak piękne jest to miejsce. Idealnie pokazują to wideoklipy Luisa Miguela „El Viajero” (Podróżnik) i „Mexico en la piel" (Meksyk na skórze), ale niestety obie oficjalne wersje tych teledysków znikły z serwisu Youtube.
Zapraszam więc do obejrzenia klipu „Mexico por siempre” (Meksyk na zawsze) – w wersji trochę przesłodzonej, ale bliskiej rzeczywistości.
A na koniec moje krótkie wideo. Nurków z Acapulco, którzy codziennie skaczą z kilkudziesięciometrowej skały w wąski przesmyk wypełniony wodą. Za każdym razem grozi im wielkie niebezpieczeństwo, tak jak teraz Meksykowi. Ale za każdym razem wychodzą z tego cało.
Tak jak Meksyk wyjdzie cało z tego, co go spotkało w ramach psychozy nowej grypy. Każdego dnia wierzę w to coraz bardziej.
Te quiero mi Mexico!
Dziękuję Ci za możliwość poznawania tego kraju, w taki inny sposób..Taki od środka, taki prawdziwy.
OdpowiedzUsuńEwa
Ja także dziękuję, Ewo. Za to, że starasz się zrozumieć. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń