sobota, 4 kwietnia 2009

Źródełko z lasu

Zielona Góra lasami stoi. W jednym z nich płynie strumyk, do którego bije źródełko. To nie jest zwykłe źródełko, bo poza zaopatrywaniem strumyka zaopatruje w wodę także zielonogórzan, którzy z kanistrami w rękach łączą spacer po lesie ze stanowczym „nie” miejskim wodociągom. Herbata na wodzie z lasu ponoć smakuje lepiej niż na tej z rur. Że też Unia jeszcze na to pozwala?

Pierwszy raz zobaczyłem to źródełko ćwierć wieku temu, gdy biegałem jeszcze w trampkach. Już nie biegam, ale dziś trampki założyłem. Chińskie, kupione w Peru. I heja... do źródełka.

Jako chłopak trafiałem tam z zamkniętymi oczami. Przez krzaki, na szagę. Teraz szerokie ścieżki, oznaczenia na drzewach, hałdki śmieci, a miejscami nawet żużlowa nawierzchnia tam prowadzi. Ale i tak zabłądziłem.



Bardzo dobrze, że zabłądziłem. Zgubiłem drogę, by odnaleźć coś innego.

Trochę wiosny, bo już kwitnie.



Trochę lata, bo rośnie w słońcu.


Trochę jesieni, bo jeszcze nie wszystko zielone.


I trochę zimy, bo już za gorąco w łepetynie było.

Nie ma do tego zdjęcia, bo o tym będzie za chwilę.

Jedną z różnic między Polakiem a Peruwiańczykiem jest to, że Polak las widzi i po nim łazi, a Peruwiańczykowi oczy wylezą, ale lasu nie zobaczy. Za wyjątkiem dżungli amazońskiej oczywiście, do której jednak oprócz półnagich tybulców i Wojciecha Cejrowskiego nikt rozsądny nie wchodzi. Normalny Peruwiańczyk o lesie takim jak polski nawet nie zamarzy, bo żeby pomarzyć trzeba mieć w głowie jakiś obraz. A tu nic. Pustka. Pustynia. Czasami co najwyżej lasek kaktusowy.



Teraz już można pomarzyć o takim lasku. Bo obraz w głowie jest. Ale najpierw wyjaśnić trzeba, skąd wziął się w niej ten upał?

Z myślenia się wziął. Z napinania się. Z zastanawiania się nad sprawami, które powinny płynąć własnym nurtem. Ot tak, jak ten leśny strumyk.


Marysia jest Polką, ale obecnie bez dostępu do lasu. Także tego kaktusowego. Mieszka w Szkocji – w miejscu, gdzie z reguły albo wieje, albo pada, albo wieje i pada jednocześnie. Na Marysię zawiało, a właściwie przywiało. Pytania jej przywiało. Marysia chce wiedzieć. Wszystko. O sobie, o facetach, o miłości, o zdradzie, o cierpieniu, o przyjaźni, o smutku, o radości, o szczęściu i o innych równie ważnych sprawach, które uciekają jej przez palce. Bo Marysia – parafrazując historię innej słynnej Marysi – chce znać dokładną zawartość życia w życiu.

Nawet gdyby Marysia miała dostęp do lasu i tak by tam nie poszła. W lesie nie ma internetu, do którego Marysia mogłaby się przywiązać po odwiązaniu się od tego domowego. Jest więc szansa, że to przeczyta i wstąpi do lasu poniżej. Co prawda odpowiedzi w nim nie ma, ale jest na przykład strumyk. W realu można zanurzyć w nim palce i poczuć jak przepływa przez nie woda, a nie ważne sprawy. I przypływa z nim spokój. Wirtualnie to niemożliwe, ale mimo to zapraszam do lasku na Youtube. Po obraz, a nawet fonię. Zapraszam każdego, kto boi się zabłądzić i nigdy nie dotrzeć do celu.

Pozostali sio sprzed monitora! Do prawdziwego lasu...




2 komentarze:

  1. Przypomniała mi się piosenka.."Gdzie strumyk płynie z wolna".
    Dziękuję za ten śpiew ptaków.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam pisarza bajek :P - Marysia

    OdpowiedzUsuń