Ten nazywa się „Dziennikarstwo Obywatelskie”. Pięknie się nazywa, ale na razie zawartość nie przystaje do nazwy. Serwis istnieje kilka tygodni, ma ponad trzydziestu autorów, ale niewiele ponad sto artykułów. Cieniutko, by nie powiedzieć - cienizna. Ma za to kilkaset, jak nie tysiąc i jeden komentarzy pod tekstami. Część z nich przypomina mi jałowe dysputy z Gadu-Gadu, którego właśnie z tego powodu nie używam od lat. Ani żadnego innego komunikatora do wpisywania mało znaczących słówek nie związanych z tym, co się chce ważnego powiedzieć. Ale na „DO” są też komentarze, które z powodzeniem mogłyby istnieć jako osobne, ciekawe artykuły. Gdybym ja był ich autorem, wybrałbym właśnie taką formę, ale przecież każdy orze jak chce i może.
Jednak mimo wszystko to na razie bardziej „Komentatorstwo Obywatelskie”, niż „Dziennikarstwo Obywatelskie”. Dzieje się tak chyba dlatego, że twórcy serwisu uznali za jedną z najważniejszych spraw wyjaśnienie kim są, a kim nie są, a także zdefiniowanie samego pojęcia „dziennikarstwo obywatelskie” i ubranie go w jakieś idee. Słuszna sprawa, ale nie najważniejsza. Najważniejsze w tym całym interesie jest co innego. Pisanie. Po prostu pisanie tekstów.
Portal jest prywatną inicjatywą kilku osób, którzy sami siebie określają jako „banici”. To akurat mało ma wspólnego z faktami, bo banicja to wygnanie. A tych osób nikt znikąd nie wyganiał. Pisali wcześniej na innych portalach tego typu, ale z różnych powodów sami stamtąd odeszli. Te powody są jednak bardzo ważne. Mają sprawić, że akurat ten portal będzie się różnił od pozostałych. I już się różni. Nie ma na nim ani jednej reklamy. Tak, to prawda. Nic nie wyskakuje, nic nie wskakuje i nagle strona nie robi się czarna. Nic z tych rzeczy. To jedna z największych zalet. Druga jest taka, że tak ma być zawsze. Jak tego dokonać w dzisiejszym świecie? Twórcy portalu planują założyć stowarzyszenie, które stanie się właścicielem witryny i będzie w inny sposób zdobywać pieniądze na opłaty związane z utrzymaniem się w sieci.
Ideą twórców portalu jest stworzenie platformy, która nie będzie związana z żadną korporacją. Co prawda stowarzyszenie samo w sobie jest jakąś tam korporacją, a właściwie korporacyjką z prezesem, sekretarzem i skarbnikiem, ale jestem jak najbardziej za. Innej drogi po prostu nie ma i nie ma się co tego wstydzić. Trzeba nawet zarzucić rozmyślanie o tym, jak połączyć ideę braku korporacji z pomysłem stworzenia stowarzyszenia, które formą korporacji jest. Trzeba po prostu jak najszybciej porzucić szukanie dowodów na istnienie idei. I zabrać się do roboty.
Do pisania. Po prostu do pisania tekstów.
Po tej antyreklamie portalu chcę oświadczyć, że ja także tam jestem. Od kilku dni publikuję na „DO” i ludzie to nawet czytają. Tak, jeszcze są tacy na tym świecie.
Dopóki sił starczy będę tam pisał. Nie moich sił oczywiście, tylko czytelników. Bo jeszcze nie wiedzą o moim defekcie, który nazywa się „nic, co latynoskie, nie jest mi obce”. A właściwie „wszystko, co latynoskie, jest mi bliskie”. Objawia się to tematyką moich tekstów. Będę starał się zapanować nad tą wadą, ale nie mogę obiecać, że się uda. Nawet sobie nie mogę tego obiecać.
Gorąco zachęcam do czytania wszystkich, nie tylko moich, tekstów na tym portalu. I do jego współtworzenia. Jak? Pisząc, po prostu pisząc artykuły. Nie mam w tym żadnego interesu, ale szczerze zachęcam. Bo naprawdę warto pisać. Nawet wtedy, gdy przeczyta to i zrozumie tylko jedna osoba.
A może właśnie dlatego warto...
* * *
Skocz do „DO”: http://www.do.org.pl
Tylko proszę wracać do mnie, na blog!
* * *
Zdjęcie przedstawia fragment zrzutu ekranu z portalem do.org.pl
Nie wiem jak inni, ale ja na pewno wrócę! Tutaj, do Ciebie...na blog:)
OdpowiedzUsuńEwa
I nawet nie wiesz, jak się z tego cieszę, że wrócisz :)
OdpowiedzUsuń