piątek, 3 kwietnia 2009

Wyścig do szczęścia

Dziś, po prawie pół roku, odwiedziłem w Polsce sparaliżowanego kolegę. Nadal choruje na stwardnienie rozsiane, cały czas trzeba go karmić i w dalszym ciągu nie zrobił ani jednego kroku ze swojego inwalidzkiego wózka. Ale wyprzedził mnie. Nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale przez te sześć miesięcy zaszedł dalej, niż ja.


Prawie cały ten czas spędziłem w Ameryce Południowej. Znów pokonałem ponad 20 tysięcy kilometrów, by znaleźć swój spokój. Wynająłem mieszkanie w Peru, by znów być jak najbliżej pragnień. I raz jeszcze napisałem tysiące słów, by pozbyć się tego, co stoi na przeszkodzie do ich spełnienia.


Nie spełniły się. Być może za mało pisałem, albo pomyliłem Peru z innym krajem.


Paweł był przez tydzień w szpitalu. Resztę czasu spędzał na dwa sposoby. Albo leżał w swoim łóżku wyposażonym w mechanizm do walki z odleżynami. Albo przesiadywał na wózku, który w żaden sposób nie uwalnia go z czterech ścian pokoju na czwartym piętrze. Tylko raz przesadzono go do urządzenia stawiającego do pionu – ponoć nowości na rynku ulepszania życia niepełnosprawnych.


Nie napisał niczego. Także wtedy, gdy do domu przyszedł notariusz, by stworzyć dokument, w którym Paweł dał rodzicom zgodę na załatwianie wszelkich spraw urzędowych w jego imieniu. Nie był w stanie utrzymać w palcach długopisu, więc zamiast podpisu zostawił na papierze odcisk kciuka zamoczonego w tuszu.


Ale potem tym samym kciukiem wystukał jedno zdanie na klawiaturze komputera. Tylko jedno. Zajęło mu to tyle czasu, co mi te tysiące słów. Ojciec Pawła wydrukował to zdanie i powiesił nad jego łóżkiem.


Paweł zna je na pamięć, ale nie mógł mi niczego powiedzieć, bo właśnie złapał go paraliż szczęki. Do tej pory nie miałem bladego pojęcia, że jest coś takiego, a tym bardziej jak wygląda. Ale teraz już wiem, że taki paraliż więzi myśli, bo unieruchomiona szczęka nie zamienia ich w słowa.


Musiałem więc sam przeczytać to, co Paweł wystukał na klawiaturze swym najbardziej sprawnym palcem.


„Jestem całkiem zdrów i sprawny, silny, życzliwy, zrównoważony, uśmiechnięty i szczęśliwy”.


Przez chwilę obaj mieliśmy sparaliżowane szczęki. Jemu przeszło szybciej i zanim znów słowa uwięzły mu w gardle zdążył powiedzieć: - Męczę się, gdy jestem nieszczęśliwy.


To było dziś. Znamy się ponad 20 lat, ale dopiero teraz to do mnie dotarło. Paweł jest szczęśliwy, bo tak postanowił. Tak postanowił, bo męczy go, gdy jest nieszczęśliwy.


A ja?


Ja męczę się, żeby być szczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz