„Świńska grypa zabije miliony” – głoszą dziś pierwsze strony tabloidów. „Polska jest przygotowana na epidemię” – uspokajają poważne dzienniki. Ale zarówno w jednych, jak i drugich gazetach, trudno doszukać się prawdy.
Być może świńska grypa zabije miliony ludzi na świecie. Może się nawet okazać, że nie do końca będzie to przypadkowe, bo kto wie, czy nie jakaś świnia w ludzkiej skórze tę świnię podłożyła, bawiąc się wirusami. Wszystko to może okazać się prawdą, ale teraz jest zupełnie nieważne. Co jest teraz ważne? Fakty. Fakty są teraz i zawsze ważne. Jednak po raz kolejny po prostu ich brakuje.
Na świńską grypę umarło w Meksyku ponad sto osób. Mniej więcej tyle samo ginie na meksykańskich drogach w ciągu kilku dni, ale tym razem kraj ten nie schodzi z czołówek mediów całego świata. Bo to nie meksykańskie auta, ale meksykański wirus może mu zagrozić. Ręka w górę, kto wie, co to znaczy pandemia, ale dziś to chyba najczęściej wypowiadane słowo na naszej planecie. Bo choć nieznane, łatwo się sprzedaje.
Czy jednak na pewno jest aż tak źle, jak słychać dookoła?
Nie mam zielonego pojęcia o wirusach, ale potrafię słuchać. To najlepsze, co można zrobić, gdy się na czymś nie zna – słuchać tego, co mają do powiedzenia inni. Zwłaszcza fachowcy.
Urodzony w Peru Elmer Huerta ekspertem niewątpliwie jest. Zainteresowanych odsyłam tu :
Podczas gdy polskie media ścigają się, kto mocniej uderzy na alarm, doktor Huerta spokojnym głosem wyjaśnia, jak zmniejszyć ryzyko zarażenia się świńską grypą. Choroba ta roznosi się tak samo, jak w przypadku zwykłej grypy – przez kichanie, kaszel i ręce, na których zbierają się mikroby. Dlatego należy używać chusteczek – tym razem już nie tylko przez grzeczność – i myć jak najczęściej dłonie. Według doktora Huerty nie ma teraz niczego ważniejszego od dziesięciu palców każdego człowieka.
Oczywiście to nie przytyk w stronę polskich dziennikarzy. Nie trzeba przecież słuchać ekspertów, by takie rzeczy wiedzieć. Ale czy któryś z naszych żurnalistów zadał sobie pytanie, dlaczego na świńską chorobę umierają Meksykanie, a nie umierają na przykład Amerykanie?
By podnieść atmosferę strachu media informują hurtem o zachorowaniach poza Meksykiem, ale dlaczego – do cholery – inni nie chcą schodzić z tego świata z powodu świńskiej grypy?
- To bardzo dobre pytanie – odpowiedział dziennikarzowi CNN en español (CNN po hiszpańsku) doktor Huerta. I zaraz wyjaśnił, że w Stanach Zjednoczonych ludzie nie umierają, bo występuje tam zupełnie inna odmiana wirusa.
Mamy więc nie jeden, ale przynajmniej dwa rodzaje grypy, z czego tylko jeden zabija. Przynajmniej na razie. Oczywiście polscy dziennikarze nie muszą oglądać CNN, zwłaszcza po hiszpańsku, ale nie zwalnia ich to z obowiązku podawania wszystkich faktów. A te wydają się bardzo istotne. Tym bardziej że – jak wyjaśnia E. Huerta – zabójczy wirus wcale nie zabija i nie musi zabijać wszystkich.
A to niespodzianka! Jakoś nie pasuje do ogólnej teorii groźby światowej epidemii. W tej grze o miliony media nie kwapią się, by skorzystać z pomocy. Pytań do publiczności nie ma, a pół na pół odpada, bo istnieje ryzyko, że odpowiedź nie będzie pasować do przyjętej tezy. Może więc telefon do przyjaciela?
Dzwonię. Do Meksyku.
Eyleen mieszka w Veracruz. Jest prawnikiem i znajduje się dokładnie w tym przedziale wiekowym, który upodobał sobie świński wirus. Mało tego, kilka dni temu była u lekarza. Poszła, bo zachorowała na... grypę. Ale zamiast trafić na cmentarz, wróciła do domu. Cała i zdrowa.
- Ludzie w Meksyku są wystraszeni, bo taką atmosferę wprowadzają media, zwłaszcza telewizja – mówi Eyleen. – Ale nie boją się, bo pomimo wszystko są w stanie realnie myśleć. Wirus zabił osoby, które zgłosiły się do lekarza w bardzo złym stanie i bardzo późno. Liczba chorych wynosi około półtora tysiąca, ale media milczą, że z tej grupy będzie umierać coraz mniej ludzi. Oni po prostu zgłosili się w porę po pomoc i to ich uratuje.
Eyleen mówi dokładnie to samo, co doktor Huerta, choć nie ma takiego CV jak on. Oboje twierdzą, że grypa jest absolutnie wyleczalna pod warunkiem jak najszybszego zastosowania normalnego leczenia. Lekarz wie to z teorii, a Meksykanka z własnego doświadczenia.
Rozmawiając z Eyleen łatwo odnieść wrażenie, że to nie świńska grypa, ale coś innego zaprząta bardziej jej głowę. W ciągu kilku godzin jeden niewidoczny wirus zniszczył reputację ponad stumilionowego kraju. Mówiąc prościej, Eyleen wstydzi się, że cała ogólnoświatowa panika związana jest z Meksykiem – krajem, z którego Meksykanie są bardzo dumni. To musi ich teraz najbardziej boleć.
Nie wiadomo, jak to się wszystko potoczy. Być może grypa zabije jeszcze wiele osób, bo ma je zabić. Być może część państw zamknie swoje granice przed przybywającymi z Meksyku, a inne kraje wprowadzą obowiązkowe szczepienia. Być może Bank Światowy wyłoży miliony dolarów na leczenie kilkuset zagrypionych, choć nie widzi problemu, gdy codziennie na świecie 18 tysięcy dzieci umiera z głodu. Być może to wszystko się wydarzy, ale teraz jest to zupełnie nieważne.
Teraz najważniejsze jest pójście do łazienki i umycie rąk, bo świat wokół nas jest po prostu brudny.
Na świńską grypę umarło w Meksyku ponad sto osób. Mniej więcej tyle samo ginie na meksykańskich drogach w ciągu kilku dni, ale tym razem kraj ten nie schodzi z czołówek mediów całego świata. Bo to nie meksykańskie auta, ale meksykański wirus może mu zagrozić. Ręka w górę, kto wie, co to znaczy pandemia, ale dziś to chyba najczęściej wypowiadane słowo na naszej planecie. Bo choć nieznane, łatwo się sprzedaje.
Czy jednak na pewno jest aż tak źle, jak słychać dookoła?
Nie mam zielonego pojęcia o wirusach, ale potrafię słuchać. To najlepsze, co można zrobić, gdy się na czymś nie zna – słuchać tego, co mają do powiedzenia inni. Zwłaszcza fachowcy.
Urodzony w Peru Elmer Huerta ekspertem niewątpliwie jest. Zainteresowanych odsyłam tu :
http://www.researchamerica.org/huerta_elmer
- do skrótu jego kompetencji i osiągnięć, a leniwym wyjaśniam, że E. Huerta to amerykański i latynoamerykański guru w dziedzinie zdrowia.Podczas gdy polskie media ścigają się, kto mocniej uderzy na alarm, doktor Huerta spokojnym głosem wyjaśnia, jak zmniejszyć ryzyko zarażenia się świńską grypą. Choroba ta roznosi się tak samo, jak w przypadku zwykłej grypy – przez kichanie, kaszel i ręce, na których zbierają się mikroby. Dlatego należy używać chusteczek – tym razem już nie tylko przez grzeczność – i myć jak najczęściej dłonie. Według doktora Huerty nie ma teraz niczego ważniejszego od dziesięciu palców każdego człowieka.
Oczywiście to nie przytyk w stronę polskich dziennikarzy. Nie trzeba przecież słuchać ekspertów, by takie rzeczy wiedzieć. Ale czy któryś z naszych żurnalistów zadał sobie pytanie, dlaczego na świńską chorobę umierają Meksykanie, a nie umierają na przykład Amerykanie?
By podnieść atmosferę strachu media informują hurtem o zachorowaniach poza Meksykiem, ale dlaczego – do cholery – inni nie chcą schodzić z tego świata z powodu świńskiej grypy?
- To bardzo dobre pytanie – odpowiedział dziennikarzowi CNN en español (CNN po hiszpańsku) doktor Huerta. I zaraz wyjaśnił, że w Stanach Zjednoczonych ludzie nie umierają, bo występuje tam zupełnie inna odmiana wirusa.
Mamy więc nie jeden, ale przynajmniej dwa rodzaje grypy, z czego tylko jeden zabija. Przynajmniej na razie. Oczywiście polscy dziennikarze nie muszą oglądać CNN, zwłaszcza po hiszpańsku, ale nie zwalnia ich to z obowiązku podawania wszystkich faktów. A te wydają się bardzo istotne. Tym bardziej że – jak wyjaśnia E. Huerta – zabójczy wirus wcale nie zabija i nie musi zabijać wszystkich.
A to niespodzianka! Jakoś nie pasuje do ogólnej teorii groźby światowej epidemii. W tej grze o miliony media nie kwapią się, by skorzystać z pomocy. Pytań do publiczności nie ma, a pół na pół odpada, bo istnieje ryzyko, że odpowiedź nie będzie pasować do przyjętej tezy. Może więc telefon do przyjaciela?
Dzwonię. Do Meksyku.
Eyleen mieszka w Veracruz. Jest prawnikiem i znajduje się dokładnie w tym przedziale wiekowym, który upodobał sobie świński wirus. Mało tego, kilka dni temu była u lekarza. Poszła, bo zachorowała na... grypę. Ale zamiast trafić na cmentarz, wróciła do domu. Cała i zdrowa.
- Ludzie w Meksyku są wystraszeni, bo taką atmosferę wprowadzają media, zwłaszcza telewizja – mówi Eyleen. – Ale nie boją się, bo pomimo wszystko są w stanie realnie myśleć. Wirus zabił osoby, które zgłosiły się do lekarza w bardzo złym stanie i bardzo późno. Liczba chorych wynosi około półtora tysiąca, ale media milczą, że z tej grupy będzie umierać coraz mniej ludzi. Oni po prostu zgłosili się w porę po pomoc i to ich uratuje.
Eyleen mówi dokładnie to samo, co doktor Huerta, choć nie ma takiego CV jak on. Oboje twierdzą, że grypa jest absolutnie wyleczalna pod warunkiem jak najszybszego zastosowania normalnego leczenia. Lekarz wie to z teorii, a Meksykanka z własnego doświadczenia.
Rozmawiając z Eyleen łatwo odnieść wrażenie, że to nie świńska grypa, ale coś innego zaprząta bardziej jej głowę. W ciągu kilku godzin jeden niewidoczny wirus zniszczył reputację ponad stumilionowego kraju. Mówiąc prościej, Eyleen wstydzi się, że cała ogólnoświatowa panika związana jest z Meksykiem – krajem, z którego Meksykanie są bardzo dumni. To musi ich teraz najbardziej boleć.
Nie wiadomo, jak to się wszystko potoczy. Być może grypa zabije jeszcze wiele osób, bo ma je zabić. Być może część państw zamknie swoje granice przed przybywającymi z Meksyku, a inne kraje wprowadzą obowiązkowe szczepienia. Być może Bank Światowy wyłoży miliony dolarów na leczenie kilkuset zagrypionych, choć nie widzi problemu, gdy codziennie na świecie 18 tysięcy dzieci umiera z głodu. Być może to wszystko się wydarzy, ale teraz jest to zupełnie nieważne.
Teraz najważniejsze jest pójście do łazienki i umycie rąk, bo świat wokół nas jest po prostu brudny.
przerazajace to jest. jutro tu wrócę, mam nadzieje, spokojniejszy.
OdpowiedzUsuń