Czy Latynosi są brudasami? To bardzo dobre pytanie. Tak jak to, które usłyszałem niedawno w Peru - czy to prawda, że w Polsce trzyma się dzieci w beczkach?
Być może niedługo będzie się można sklonować podczas zakupów w supermarkecie, ale to nadal nie rozjaśni ciemności, w której żyjemy. My się po prostu nie znamy, bo nie chcemy się poznać. Pytanie o beczkę wzięło się stąd, że kiedyś w Peru ktoś coś usłyszał o polskim małżeństwie, które zabijało swoje dzieci i trzymało je w beczkach zamiast kapusty. I takie wyobrażenie Polski już mu w głowie zostało. Kiedyś też ktoś powiedział o Latynosach, że żyją w śmieciach. Więc brudasy i tyle. Zdaje się, że nadal to można usłyszeć i zobaczyć tu i ówdzie. Ludzie są więc przekonani, że tak wygląda Ameryka Południowa.
Też tak myślałem. I na miejscu taki obraz zobaczyłem. Chciałoby się wręcz powiedzieć – Amerykę tonącą w śmieciach. Problem w tym, że nie byłoby to prawdziwe stwierdzenie, tak jak nieprawdziwy jest ten obraz dzieci w beczkach zamiast w przedszkolach.
Na przykładzie Peru wygląda to tak:
Z peryferiami stolica tego kraju ma prawie dziesięć milionów mieszkańców. To ważna informacja, bo zaraz przyda się, by coś sobie wyobrazić. Otóż, gdy wylądowałem w Limie, zacząłem liczyć, ile jest w niej... koszy na śmieci. Wpadło mi to do głowy, kiedy pół godziny trzymałem w ręku pustą puszkę i jakieś papierki, bo nie mogłem znaleźć wokół żadnego kubła.
W pierwszym dniu naliczyłem ich trzy. Po tygodniu dziewięć. Nie żeby w jednym miejscu, bo przez ten czas przejechałem turystycznie Limę niemal wzdłuż i wszerz. Po siedmiu dniach w milionowej metropolii naliczyłem dziewięć koszy na śmieci. Wszystkie w ścisłym centrum, gdzie trafia się najwięcej takich, jak ja. Co chcą wyrzucać śmieci do kosza.
Reszta nie ma takiego zamiaru. Nie ma takiego zwyczaju. I nawet nie ma takiej ochoty. Reszta ludzi wyrzuca śmieci w najprostszy z możliwych sposobów. Pod siebie, za siebie lub przed siebie. Ewentualnie na bok.
No dobrze, to są śmieci miejskie. A co z domowymi? Śmieci domowe pakuje się w foliowe torby i o określonej porze wystawia koło najbliższego skrzyżowania lub w inny umówiony punkt. Tam o określonej porze pojawiają się zbieracze. Występują oni także w Polsce, więc nie ma co ich tu szerzej przedstawiać. Trzeba jednak dodać, że w Peru mają łatwiej, bo nie muszą nurkować do wnętrza kubłów, bo wszystko leży na ziemi. Potem pojawiają się okoliczne psy. Gdy najedzą się tym, co znajdą w odpadkach, ustępują miejsca kotom. I dopiero po nich przyjeżdża śmieciarka. Wszystko jest już wtedy przebrane, ale jeszcze nieposegregowane. Robi to obsługa pojazdu. Szkło, aluminium i papier wrzuca do worków, a resztę do wnętrza śmieciarki.
Nie wiem, czy to najtańsza i najskuteczniejsza forma segregacji odpadów. Ale na pewno nie ma w sobie nic ze ściemniania. W Polsce często zdarza mi się wrzucić butelki do papieru, bo kontener na szkło jest przepełniony. Po prostu ściemniam, że dbam o środowisko, a firma wywozowa ściemnia, że wszystko jest w porządku.
Wróćmy do Peru. Mamy tam walające się po ulicach śmieci, w których przebierają watahy psów i kotów. Czy to wszystko śmierdzi? Jak najbardziej śmierdzi, ale co w życiu nie śmierdzi? W Polsce na przykład śmierdzi mi zsyp w wieżowcu. Zsypu nikt nie umył od czasu wybudowania osiedla, czyli od 30 lat. W Peru też śmierdzi, ale nie tak długo. Śmieci z ulic i chodników wywożone są tam bowiem codziennie.
Nie chcę przez to powiedzieć, że w Peru jest lepiej. Absolutnie nie. Jest inaczej. Nie jest sterylnie - tak, to dobre słowo. Nie jest tak sterylnie, że aż nie można od tego oddychać. Tak, to dobre skojarzenie.
Natomiast zupełnie inaczej Peruwiańczycy podchodzą do higieny osobistej. Za wyjątkiem czarnoskórych (Murzyn-brudas to jeden z największych mitów w tej dziedzinie) nie spotkałem nigdy ludzi, którzy tak o nią dbają, od mycia rąk poczynając. Dlatego to nie ja im, ale oni mi przypominają: umyj ręce, bo zaraz będziemy jeść; umyj ręce, bo przed chwilą głaskałeś psa; umyj ręce, bo trzymałeś w nich pieniądze. Wstyd mi, gdy o tym nie pamiętam.
Odreagowuję w Szkocji. Pełnej sterylnie czystych ulic, biur, banków i urzędów. Nawet jeden śmieć się nie prześliźnie. Odreagowuję patrząc na bilboardy zachęcające do... mycia rąk. Bo to nie w „brudnym” Peru, ale w „czystej” Szkocji ludzie częściej zapadają na choroby wywołane ich niemyciem.
Ech, ci Latynosi... Takie zamieszanie w głowie robić!
Być może niedługo będzie się można sklonować podczas zakupów w supermarkecie, ale to nadal nie rozjaśni ciemności, w której żyjemy. My się po prostu nie znamy, bo nie chcemy się poznać. Pytanie o beczkę wzięło się stąd, że kiedyś w Peru ktoś coś usłyszał o polskim małżeństwie, które zabijało swoje dzieci i trzymało je w beczkach zamiast kapusty. I takie wyobrażenie Polski już mu w głowie zostało. Kiedyś też ktoś powiedział o Latynosach, że żyją w śmieciach. Więc brudasy i tyle. Zdaje się, że nadal to można usłyszeć i zobaczyć tu i ówdzie. Ludzie są więc przekonani, że tak wygląda Ameryka Południowa.
Też tak myślałem. I na miejscu taki obraz zobaczyłem. Chciałoby się wręcz powiedzieć – Amerykę tonącą w śmieciach. Problem w tym, że nie byłoby to prawdziwe stwierdzenie, tak jak nieprawdziwy jest ten obraz dzieci w beczkach zamiast w przedszkolach.
Na przykładzie Peru wygląda to tak:
Z peryferiami stolica tego kraju ma prawie dziesięć milionów mieszkańców. To ważna informacja, bo zaraz przyda się, by coś sobie wyobrazić. Otóż, gdy wylądowałem w Limie, zacząłem liczyć, ile jest w niej... koszy na śmieci. Wpadło mi to do głowy, kiedy pół godziny trzymałem w ręku pustą puszkę i jakieś papierki, bo nie mogłem znaleźć wokół żadnego kubła.
W pierwszym dniu naliczyłem ich trzy. Po tygodniu dziewięć. Nie żeby w jednym miejscu, bo przez ten czas przejechałem turystycznie Limę niemal wzdłuż i wszerz. Po siedmiu dniach w milionowej metropolii naliczyłem dziewięć koszy na śmieci. Wszystkie w ścisłym centrum, gdzie trafia się najwięcej takich, jak ja. Co chcą wyrzucać śmieci do kosza.
Reszta nie ma takiego zamiaru. Nie ma takiego zwyczaju. I nawet nie ma takiej ochoty. Reszta ludzi wyrzuca śmieci w najprostszy z możliwych sposobów. Pod siebie, za siebie lub przed siebie. Ewentualnie na bok.
No dobrze, to są śmieci miejskie. A co z domowymi? Śmieci domowe pakuje się w foliowe torby i o określonej porze wystawia koło najbliższego skrzyżowania lub w inny umówiony punkt. Tam o określonej porze pojawiają się zbieracze. Występują oni także w Polsce, więc nie ma co ich tu szerzej przedstawiać. Trzeba jednak dodać, że w Peru mają łatwiej, bo nie muszą nurkować do wnętrza kubłów, bo wszystko leży na ziemi. Potem pojawiają się okoliczne psy. Gdy najedzą się tym, co znajdą w odpadkach, ustępują miejsca kotom. I dopiero po nich przyjeżdża śmieciarka. Wszystko jest już wtedy przebrane, ale jeszcze nieposegregowane. Robi to obsługa pojazdu. Szkło, aluminium i papier wrzuca do worków, a resztę do wnętrza śmieciarki.
Nie wiem, czy to najtańsza i najskuteczniejsza forma segregacji odpadów. Ale na pewno nie ma w sobie nic ze ściemniania. W Polsce często zdarza mi się wrzucić butelki do papieru, bo kontener na szkło jest przepełniony. Po prostu ściemniam, że dbam o środowisko, a firma wywozowa ściemnia, że wszystko jest w porządku.
Wróćmy do Peru. Mamy tam walające się po ulicach śmieci, w których przebierają watahy psów i kotów. Czy to wszystko śmierdzi? Jak najbardziej śmierdzi, ale co w życiu nie śmierdzi? W Polsce na przykład śmierdzi mi zsyp w wieżowcu. Zsypu nikt nie umył od czasu wybudowania osiedla, czyli od 30 lat. W Peru też śmierdzi, ale nie tak długo. Śmieci z ulic i chodników wywożone są tam bowiem codziennie.
Nie chcę przez to powiedzieć, że w Peru jest lepiej. Absolutnie nie. Jest inaczej. Nie jest sterylnie - tak, to dobre słowo. Nie jest tak sterylnie, że aż nie można od tego oddychać. Tak, to dobre skojarzenie.
Natomiast zupełnie inaczej Peruwiańczycy podchodzą do higieny osobistej. Za wyjątkiem czarnoskórych (Murzyn-brudas to jeden z największych mitów w tej dziedzinie) nie spotkałem nigdy ludzi, którzy tak o nią dbają, od mycia rąk poczynając. Dlatego to nie ja im, ale oni mi przypominają: umyj ręce, bo zaraz będziemy jeść; umyj ręce, bo przed chwilą głaskałeś psa; umyj ręce, bo trzymałeś w nich pieniądze. Wstyd mi, gdy o tym nie pamiętam.
Odreagowuję w Szkocji. Pełnej sterylnie czystych ulic, biur, banków i urzędów. Nawet jeden śmieć się nie prześliźnie. Odreagowuję patrząc na bilboardy zachęcające do... mycia rąk. Bo to nie w „brudnym” Peru, ale w „czystej” Szkocji ludzie częściej zapadają na choroby wywołane ich niemyciem.
Ech, ci Latynosi... Takie zamieszanie w głowie robić!
Bardzo interesujący wpis! Dzięki za przybliżenie mi latynoskiej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńNie ma za co! Serdecznie zapraszam na mojego bloga o Peru, gdzie tej rzeczywistości jest trochę więcej: www.operujewperu.bloog.pl :)
OdpowiedzUsuńCzyli to my jesteśmy Brudasami... takimi na codzień. Natomiast zbieracze to poprostu pracownicy szeroko rozumianego recyklingu, pogardzani aczkolwiek pożyteczni ;-).
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńczy nadal jesteś w Peru? Jestem Polką i obecnie przebywam w Peru.....
Tak, jestem w Peru. Proszę o kontakt przez mojego innego bloga: www.operujewperu.bloog.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)